Kabla USB -> Mini USB, który jest mi potrzebny tylko i wyłącznie do jednego urządzenia. Wiecie jakiego? Mojego Garminka. Poobijanego, porysowanego Garminka. Kiepsko przypomnieć sobie takie coś na lotnisku we Frankfurcie i pewnie niektórzy odczytaliby to jako zły omen. Dla mnie to jednak znak by do biegania w tym półroczu podchodzić bez zbędnej spiny, oraz by w Jiawang w końcu odwiedzić sklep komputerowy i spróbować dogadać się na migi ze sprzedawcą. Zawsze lubię myśleć że ludzie pracujący w sklepach komputerowych legitymują się chociaż podstawową znajomością angielskiego, w końcu angielski jest wszechobecny w tej dziedzinie naszego życia. A jeżeli się nie dogadam pisząc USB->Mini USB to pokażę wejście w tej kołysce do Garminka (której nie zapomniałem) i końcówkę USB z kabla USB->Micro USB. Jeżeli to nie zadziała w Jiawang to zawsze pozostaje mi wizyta w Xuzhou. Bo chociaż do biegania Garminek aż tak potrzebny mi nie będzie (~2,2km do bieżni w szkole, a każde okrążenie po torze zewnętrznym to ~450m) to jednak do chodzenia chciałbym go używać. W końcu bardzo pomógł mi poznać Jiawang w poprzednim semestrze.
A to lotnisko we Frankfurcie jest olbrzymie, naprawdę olbrzymie, ma tylko jeden poważny minus, nie ma tutaj darmowych napojów które były w Monachium. I ciocia miała rację, Frankfurt to chyba największy hub przesiadkowy do Azji.
Kolejnej notki wyczekujcie jutro. To jest w końcu Dzień 0, a od jutra wszystko powinno wrócić do normy, czyli wieczorami, czasu polskiego, możecie zaglądać i powinno być coś do czytania. Jeszcze tak z ‘ogłoszeń parafialnych’ : zmieniłem adres galerii, także teraz nie będą wyświetlać się wszystkie zdjęcia na jednej stronie a katalogi z poszczególnymi dniami. Mam nadzieję że ułatwi Wam to trochę nawigację.
No dobrze, w teorii kabel USB->Mini USB jest mi także potrzebny do zrzucania zdjęć z aparatu. W teorii, bo na szczęście netbook ma wbudowany czytnik kart SD. Nie sądziłem że będzie mi kiedykolwiek potrzebny, a jednak. Czasem rzeczy które wydają się nam zupełnie nie potrzebne okazują się całkiem przydatne.
Ach…dla wszystkich zainteresowanych – uratowałem galaktykę, ale im dłużej nad tym myślę tym bardziej zastanawiam się czy było warto. Z jednej strony na pewno, w końcu galaktyka została ocalona, ale cena jaką przyszło zapłacić…to podobno jedno z siedmiu możliwych zakończeń, ale mówiąc zupełnie szczerze: nie wiem czy chcę zobaczyć inne. W dodatku moja postać musiała postąpić wbrew sobie bo gra się skończyła. Gra wymusiła na mnie wybór sprzeczny z sumieniem zarówno moim jak i sumieniem kierowanej przeze mnie postaci. Cały czas sumienie gracza i sumienie postaci się pokrywało, a nagle jak grom z jasnego nieba uderza mnie żądanie zrobienie czegoś nieoczekiwanego grożąc porażką. Jak gra w której cały czas wybieram czy chcę być dobry czy zły może w punkcie kulminacyjnym fabuły narzucić mi tylko jedną opcję? Dużo osób narzekało na zakończenie i podszedłem do niego bez żadnych oczekiwań, nie spodziewałem się że będzie dobra, ani że będzie złe. A mimo to się zawiodłem. Może podświadomie oczekiwałem czegoś kiepskiego, ale z pewnością nie czegoś takiego.