Na dzisiaj zaplanowałem kupić buty na zimę. Ruszyłem więc w przerwie na lunch do bankomatu. Po raz pierwszy! Nie dlatego, że nie miałem już pieniędzy co to to nie. Z 2600 RMB z którymi przyjechałem do Jiawang zostało mi jeszcze ponad 500. Ot owoce jedzenia w szkole. Stwierdziłem jednak, że na zakupy warto wyciągnąć gotówkę (wypadałoby też w końcu sprawdzić jak tu wyglądają bankomaty, oraz ich obsługa). No i po lunchu pokulałem się do najbliższej siedziby ICBC. Podszedłem do bankomatu, kliknąłem English, wpisałem kod (miałem pewne obawy bo klawiatura jest pod takim plastikiem i nie widać własnych palców – swoją drogą fajny patent) i wyciągnąłem pieniądze, oraz poprosiłem o wydruk, a po chwili dostałem smsa, z informacją że tego i tego dnia z takiego i takiego bankomatu pobrano kwotę w wysokości takiej i takiej. No tak, w końcu mam VIPowskie konto w banku.
I ruszyłem na łowy. Najpierw kulnąłem się do sklepu z ubraniami wojskowymi. I od razu znalazłem takie buty jakie chciałem. Czyli wysokie i ciepłe. Nie ma w moim rozmiarze. No to może wysokie i ciepłe, ale inne? Jasne! Super buty w środku wyściełane futerkiem, miękka wkładka, tylko…nie w moim rozmiarze. No to może niskie i ciepłe? Nie ma problemu! No super, jeszcze więcej futra i naprawdę cieplutkie…za małe. No dobrze, a ma Pan coś w moim rozmiarze? Wysokie i nieciepłe? Przymierzmy. No okej, jest plan awaryjny bo są nawet trochę za duże więc można wejść w grubych skarpetach. Drugi sklep. Cokolwiek w moim rozmiarze? Eee…co? To dziękuję…no i pokulałem się do jeszcze jednego, takiego ze sprzętem typowo turystycznym i co? Same niskie. Nie no, przecież nie kupię niskich na zimę. Wróciłem i kupiłem te wysokie nieciepłe. W Polsce mógłbym bardziej powybrzydzać i poszlajać się po sklepach, tutaj musiałbym jechać do Xuzhou, a prawdę mówiąc nie chcę tracić pół dnia tylko po to by kupić buty. Jeżeli mogę sobie poradzić mając te to po co tracić cenny czas?
A potem ruszyłem kupić kaszkiet. No właśnie. Kaszkiet. Od paru lat w okresie jesieni i wiosny noszę kaszkiet. Moje zatoki są mi za to bardzo wdzięczne. Na szczęście zakup kaszkietu to nie jest zakup butów, więc podjechałem do pierwszej Pani na Ulicy Handlowej, przymierzyłem dwa, z których jeden był cienki, a drugi grubszy z dodatkowym wyciąganym materiałem zakrywającym uszy. Wziąłem ten drugi i po pewnych problemach zapłaciłem. Problemach bo cena na kaszkiecie była inna od ceny jaką podała Pani. Inna znaczy wyższa na kaszkiecie. No i dobrze. Wyposażony w kaszkiet i buty mogłem ruszać do szkoły. Tylko że…wypadałoby też mieć w końcu jakieś dłuższe spodnie do chodzenia po domu. Jak pierdzielnie minusem to szorty na nic się nie zdadzą, a getry do biegania służą do biegania, nie do chodzenia po domu. No to co? Pora uderzyć do chińskiego odpowiednika Nike, czyli Li Ning. No i uderzyłem. Zobaczyłem cenę, spojrzałem do portfela i odbiłem się jak od ściany. Dziękuję, za tyle kupię oryginalne Nike jak będę miał ochotę. A nie mam, bo na cholerę mi oryginalne…
No ale pora wracać do szkoły. Zadzwoniła Jeniffer. Po raz kolejny. Bo pierwszych kilka razy byłem w trakcie zajęć i nie mogliśmy rozmawiać. Tak jak już się wszyscy domyślali, bo przecież rozmawiałem z Lidią z dyrektorem na ten temat, nie będzie drugiego nauczyciela. Za to ja dostanę podwyżkę. No fajnie. W sumie to w umowie mam zapisane 25 godzin zajęć, nie 14 i na to byłem przygotowany. Wakacje się skończyły, pora pracować :) I ta myśl przyświeca mi gdy nastawiam budzik na 605 by z samego rana pójść pobiegać jeszcze przed zajęciami. Wtorek-piątek-niedziela. Inaczej się tego ułożyć nie da. Nie ma lekko.
Siódma lekcja została skrócona o dziesięć minut. Dlaczego? Dyrektor miał pogadankę. Na jaki temat? Gdy Lidia mi to powiedziała, ścięło mnie to z nóg. Jeden z uczniów, którego Lidia zna bo pomagała w jego klasie rok temu, przyszedł do klasy pijany. Nie skończyło się jednak na tym, że przyszedł pijany i sobie usiadł w kąciku i nikomu nie przeszkadzał. O nie, zaczął pyskować nauczycielowi, ten go wyczuł i…na tym skończyła się historia tego ucznia w szkole. Całkowicie. A Lidia mówi, że to dobry chłopak. Hmm…miałem takiego znajomego w ogólniaku, który dla jaj poszedł na zajęcia do innej klasy podszył się pod nieobecnego ucznia, pożartował sobie i gdyby nie ksiądz, który się za nim wstawił, to wyleciałby ze szkoły. A ksiądz za nim wstawiać się nie musiał, po prostu chciał chłopakowi pomóc, powiedział że bierze go na siebie i dyrekcja się ugięła. Chłopak dzięki temu skończył ogólniak, siedzi teraz gdzieś w siedemnastym województwie i życie mu się ułożyło. Mam nadzieję, że i jemu się ułoży. Lidia powiedziała, że będzie jego rodzinę to sporo kosztować, ale powinni go przyjąć do innej szkoły.
Tak oto idealny obraz chińskich uczniów przestał być idealny. Pierwsza skaza, fala na tafli idealnie spokojnego jeziora i tak dalej. Tylko ciekawe co się stało, bo przecież nie przyszedł pijany bo tak mu się podobało. Rzadko kiedy takie sprawy są czarno białe. Zostawmy jednak ten temat bo nic z nim nie poradzimy.
Po samotnej kolacji ruszyłem do innego sklepu. W starej części Jiawang. Tańszy od tych w nowej części (takie mam wrażenie) i posiadający w asortymencie takie spodnie jakich mi potrzeba. Nawet mają łyżwę i napis Nike…I dostałem na nie zniżkę. Grunt że są wygodne. W rozmiarze XXXL.