Okazjonalnie mogę jedynie nie wiedzieć gdzie jest wszystko inne. Jak babcia Weatherwax. Zacznijmy jednak od początku. Czyli tak…
Poranny bieg, plus trochę ćwiczeń na drążku. To co robią 50-letni Chińczycy na drążku zawstydza mnie i sprawia, że od razu ustępuję im miejsca.
Po tej krótkiej porannej przebieżce postanowiłem wskoczyć na rower i pojechałem sobie nad jeziorko w drodze do Xuzhou. To raczej nie jest to jezioro o którym mówili mi uczniowie, bo było za blisko i objechałem je calutkie w parę minut. Bardzo dużo ludzi łowiło w nim ryby, w dodatku wokół jeziora jest fajna wybetonowana ścieżka, także można sobie i wygodnie pochodzić i pojeździć rowerem bez problemu. Porządne ławeczki, podobnie molo, mało ludzi (nie licząc wędkarzy), także pełen relaks. Tylko pogoda średnia. Niby 25 stopnie, ale odczuwalne trochę mniej no i trochę pokropiło.
Na jedzenie dzisiaj patrzeć nie mogę, więc przełknąłem jedynie ciacho z księżyca i ruszyłem przed siebie. Nagle postanowiłem skręcić bo drogowskaz powiedział, że półtorej kilometra w prawo i zobaczę coś ciekawego. Nie zobaczyłem, jechałem dalej. I dalej. A potem wjechałem na jakieś pole. I jechałem dalej. W końcu zdałem sobie sprawę, że nie mam pojęcia jak wrócić do Jiawang. Na szczęście widziałem górę z pagodą. I zacząłem kierować się w jej kierunku. Tylko w pewnym punkcie źle odbiłem i dojechałem do jeziora. Do tego jeziora o którym mówili uczniowie. Zrobiłem jedno zdjęcie mostu i stwierdziłem, że wracam bo:
– drogi powrotnej nie pamiętam
– nie mam wody
– nie mam jedzenia
Na szczęście znalazłem swój punkt orientacyjny i jechałem do niego. Jechałem, jechałem i w końcu wyjechałem na skrzyżowanie znane mi z weekendowych wypadów biegowych. Z jakiegoś powodu zamroczyło mnie i zamiast w lewo, pojechałem w prawo. Pod górę. W połowie zdałem sobie sprawę, że to nie ta strona, więc zawróciłem i w paręnaście minut dokulałem się do domu.
A rozmawiając z rodzicami mówiłem, że dzisiaj nad to jezioro nie pojadę bo jest za daleko…
Z rzeczy które widziałem warto wymienić opuszczony park rozrywki, do którego jechać mi się nie chciało, ale który trzeba odwiedzić, stado kóz, oj przepraszam, stada kóz!
Ciekawostka#1 Mapy na google nie pokrywają się ze zdjęciami satelitarnymi.
Według zdjęć z satelity nie dojechałem do żadnego jeziora, tylko Gdzieś. To nic, że drogowskaz pokazał mi, że to jezioro, to nic, że zrobiłem zdjęcia. Według map byłem Gdzieś.
A to i tak nie jest to jezioro o którym myślałem. Mapa pokazuje, że gdzieś tam na północy znajduje się jezioro. A raczej Jezioro, bo jest ogromne.
Postanowiłem w końcu coś zjeść, ale w restauracji pod domem Pani była bardzo zajęta i nie widziałem tofu, więc poszedłem dalej. Szukałem stoiska z jedzeniem na wagę. I znalazłem. Wziąłem naprawdę sporo orzechów, jakieś ryby (nieświadomie znowu), trochę tofu i od groma czegoś co wyglądało jak glizdy i zażyczyłem sobie więcej ostrego. Jedzenie bardzo dobre, ale z tym ostrym to w końcu się doigrałem bo nie byłem w stanie dokończyć kolacji. Mam za swoje :)
Z dnia dzisiejszego gorąco polecam zdjęcia roweru.
Dzisiejsze trasy:
http://www.endomondo.com/workouts/j5C0qRRRVm4
http://www.endomondo.com/workouts/m83n9ZcITXo
http://www.endomondo.com/workouts/j-wHhagfd7Q